To ciekawe.
Było mi tak tęskno.
Do ciała. Obecności. Bliskości.
Do człowieka. Dotyku. Smaku.
Tego wyobrażonego, nigdy niespotkanego.
A pózniej zamknęłam oczy.
Zaczęłam słuchać środka.
I nagle poczułam, że ta tęsknota jest bardzo zaprzeszła.
Że to nawyk myśli o Kimś nigdy niepoznanym- w każdej wolnej chwili.
Zrozumiałam, że dziś wcale nie tęsknię, to tylko pattern wykształcony latami.
Wnet głowa zrobiła się cicha.
Tęsknota zniknęła.
Dziś przecież nie ma we mnie ciagnąt i potrzeb do zaspokojenia.
To pewnie tylko jeden z etapów.
Chwilowo jednak pożegnałam zaprzeszłość na cześć wolności głowy od tęsknoty, która była fantomowa.
















