Mam na imię Zosia i mam dwadzieścia cztery lata.
Ponad pięćdziesiąt tatuaży, chude dłonie i piwne oczy.
Śmieję się osiemdziesiąt razy w ciągu dnia, a płaczę – pięć razy w miesiącu.
Mam dwie pary butów i dwie kurtki. Komplet na podbój miasta i drugi – na podbój świata.
Trzysta trzydzieści dziewięć marzeń. Na minutę.
Noszę luźne sprane jeansy i koronkowe staniki (o ile w ogóle).
Pięknie piszę i robię fenomenalne zdjęcia.
Kocham róż, rękodzieło, a nade wszystko cenię sobie wolność.
Mimo że się nie maluję, mam króciutko spiłowane paznokcie saute i latam w luźnych kieckach, czuję się szalenie, prawdziwie kobieca. I o tym mówię głośno. O byciu sobą.
Skupiam się na tym, by być dobrym człowiekiem i żyć w zgodzie ze swoim sercem.
Wiem, że to nie wygląd jest najważniejszy, a to, co w środku, to, co sobą reprezentujemy.
Daję światu wiarę w marzenia i uśmiech oraz naukę samomiłości.
Fotografuję po to, by przełamywać stereotypy, by walczyć ze złym samomyśleniem. Zdjęć nie retuszuję i nie ingeruję w wygląd bohaterów. Ma być prawdziwie, po ludzku, bez nadmiernej obróbki i zakompleksienia. Z dużą dozą emocji, płaczu i śmiechu. Nie tworzę grafik – ja oddaję dusze, które są zaklęte we wspaniałych ciałach.
Tu nie ma miejsca na pozowanie czy sztuczne uśmiechy numer osiem. Każdy ma być sobą – i to „sobą”, tę osobowość widać na zdjęciach. Nie liczy się wiek, kolor włosów, rozmiar ubrań i butów, pochodzenie, wykształcenie czy hobby. Każdy zasługuje na piękno.
Cześć, tu Zosia. Fotografka, która patrzy sercem i widzi duszę.
Fotografuję człowieka, autentyczność, naturalne piękno i emocje. Portrety, akty i tatuaże. Jest szczerze, po ludzku, bez zadęcia, za to z pasją – przeogromną.
Witaj w moim świecie.
Chcesz stać się jego częścią?
Pisz śmiało.