Masz prawo być zmęczona. Masz prawo być zła. Masz prawo nie mieć siły, wypalić się, mieć przepalone kabelki. Masz prawo do płaczu, strachu, niemocy, bezsilności. Do chęci rzucenia tego wszystkiego i wyjechania w cholerę.
Nie musisz być wiecznie uśmiechnięta, zadowolona, radosna. Wystarczy, byś była szczera ze sobą. Czy w natłoku codziennych spraw umiesz znaleźć czas dla siebie? Czy w słuchaniu wszystkich masz przestrzeń na to, by być wysłuchaną? Czy załatwiając sprawy wszystkich wokoło, pamiętasz o telefonie do swojego lekarza, o rytuale codziennego picia kawy? O tym, by wmasować balsam w zmęczone nadmierną pracą ciało?
Nie będziesz mogła pomóc innym, jeśli samej sobie nie dasz ulgi. Zapominając o człowieku widzianym codziennie w lustrze, skąd chcesz mieć siłę i motywację, by działać dla świata?
Ja dziś powiedziałam „znikam na parę dni; kocham was, ale znikam, musicie poradzić sobie same”. Wczoraj płakałam cały wieczór, nie miałam siły, za dużo na głowie, za dużo w sercu, za mało czasu. I mimo że wiele godzin pracy to mój wybór, to działanie w wolnym czasie codzienne gdzieś z kimś dla kogoś, nie mając czasu na zrobienie niczego dobrego dla siebie, na sen, na jogę, na kawę, to już za dużo. Oczywiście, że będę pomagać. Ale potrzebuję przerwy, regeneracji. Potrzebuję się zdystansować, złapać równowagę i się jej trzymać. Dać sobie dobro, na które zasługuję i małostki, które trzymają mnie przy zdrowych zmysłach. Dla siebie być najpierw.
Bo to, że mogę robić milion rzeczy na raz, to nie znaczy, że jestem niezniszczalna i że dużo mnie to nie kosztuje. Każdy ma swoje granice, za którymi czai się przelana czara.
Robię to z miłości, bo wiem, że gdy zadbam o siebie, będę mogła być dobra i opiekuńcza dla innych. Stawiam granice, rozmawiam, mówię „nie”. Nie ze złośliwości, a z szacunku i uczucia.














