W dzień po Równonocy marzę, byśmy nie bali się wszystkich emocji, które nosimy w sobie. Byśmy z taką samą miłością witali mrok, jak witamy jasność. Są jednym i tym samym – przewodnikiem, nauczycielem, pomocą.
Marzę o świecie, gdzie delikatność zostanie postrzegana jako siła. Gdzie wstydem nie będą łzy i wrażliwość.
Marzę o świecie, gdzie nie będziemy się siebie wzajemnie bać, żyjąc wychowanymi w ciągłej obawie o tę drugą stronę, tę nieznaną. Mężczyźni są bezemocjonalni i zdystansowani, a kobiety ciągle grają i oceniają.
Marzę o świecie, w którym spojrzymy na siebie jak na jedność, dwa oblicza tej samej potęgi. Które bez siebie nie potrafią istnieć.
Naszą misją jest wspierać się wzajemnie, wzrastać w naszych wyborach, kreować zaufanie wynikające z poczucia bezpieczeństwa i bliskości. Bez siebie możemy wiele zdziałać, jednak wspólnie możemy osiągać cele, o jakich nam się nie śniło.
Świat jest miejscem przyjmującym wszystkie nasze obawy i troski, pozwalającym spojrzeć na nie inaczej, dostrzec w nich większy sens. Jak mamy to zrobić, gdy będziemy w sobie zamknięci? Jak mamy dać im ulecieć, gdy nie pozwolimy sobie otwarcie rozmawiać i przeżywać?
Kobiety i Mężczyźni różnią się od siebie, nie dlatego, by mieć na co utyskiwać, lecz po to, by móc się uzupełniać. Uczyć od siebie, poszerzać horyzonty. Wcale nie chodzi o to, byśmy walczyli o lepszy świat, stając się silniejszymi i niezależnymi, chodzi o to, by uznać zależności i się ich nie bać. Nie bać się ufać. Nie bać się rozmawiać. Nie bać się więcej rozumieć.
Nie marzę o świecie tytanów, marzę o świecie wrażliwych ludzi, którzy w łagodności będą potrafili dzielić się swoją mocą.















