Akty

Zosia


Nie od zawsze zdjęcia były moim sposobem spoglądania na świat, nie zawsze były moim oknem, nie widziałam codzienności w kadrach, nie szukałam odpowiednich ujęć. Nie był to mój sposób komunikowania się z innymi, szukania odpowiedzi, zadawania pytań, rodzaj medytacji, dodawanie otuchy sobie i innym. Tym stały się z czasem. Pierwszym, co z nimi przyszło, była swojego rodzaju terapia. Moment odnajdowania siebie i szukania siły, próbą wydostania się z poczucia wybrakowania, które towarzyszy większości z nas.

Fotografia przyszła do mnie, gdy wychodziłam z bulimii. Wróciłam wtedy do Polski po paru miesiącach mieszkania w małym hostelu w jaskini na Gran Canaria. To wówczas zrozumiałam, że nie liczy się to, jak wyglądam, tylko to, jakim człowiekiem jestem, to, co sobą reprezentuję. Żyłam bez luster, nosząc naprzemiennie dwie koszule i kombinezon.
Long story short – po przylocie postanowiłam robić zdjęcia kobietom, by pokazywać im, że są piękne, silne i wartościowe, takie jakie są. Nie spodziewałam się, że i w moim życiu zadzieje się dzięki temu rewolucja.

Ciało, kiedyś powód do wstydu, nienawiści, złości, niedowierzania, niezasługiwania na miłość i przyjemność, powoli stawało się oswojone. Coraz częściej je dotykałam – nie po to, by skrzywdzić, a po to, by poznać. By wiedzieć, że prawą pierś mam mniejszą od lewej, palce lewej dłoni chudsze od tych u prawej. Że nad biodrami gromadzi się trochę tłuszczu, a uda mają cellulit. Mogłam dowiedzieć się, jak moje stopy reagują na zimno i dlaczego wolę być ciepło ubrana w tułowiu, a nie w nogach.

Gdy powoli poznałam siebie, nie musiałam już gasić światła, gdy kochaliśmy się z moim chłopakiem. Coraz rzadziej pojawiały się myśli, że przecież mnie oceni, każdy jeden centymetr tego worka mięsa. Zamiast tego rozumiałam, że skoro chciał – mówiąc kolokwialnie – właśnie ze mną iść do łóżka, to chyba jednak świadczy o tym, że 62 a nie 60 centymetrów w talii nie robi mu różnicy. Więcej powiem: kiedyś usłyszałam, że to właśnie mój brzuch – największy kompleks – jest super, a innym razem, że dobrze, że nie jestem chuda. To drugie początkowo zakuło, bo przecież chciałam być chuda, ale po chwili sprowokowało do myślenia.

Im dłużej stawałam się świadomą istotą żyjącą w świecie, tym mniej myślałam o ciele. Służyło mi do spełniania marzeń i chodzenia po górach, a ja o nie dbałam, ubierając się ciepło i jedząc warzywa. Ale już nie zwracałam na nie uwagi, przestałam się golić, oddałam kosmetyki do makijażu, lakiery do paznokci. Było aż ciałem, bo stało się przyjacielem, wsparciem i tylko ciałem, bo miało być po prostu funkcjonalne, skoro z przyrodzenia, z samego faktu cudu istnienia, było piękne i wspaniałe samo w sobie.

Fotograficznych kamieni milowych było wiele, przełomem okazały się słowa „ale jeśli chcesz być autentyczna, to sama musisz stawać przed obiektywem”. Bo ja szczerze nie znosiłam zdjęć. Jednak powoli zaczęłam pojawiać się po drugiej stronie aparatu, coraz pewniej, coraz swobodniej. Nie pamiętam, w którym momencie zaczęło mi to sprawiać tak wielką frajdę, jak teraz, wiem jednak, że pierwszy autoportret był dla mnie wielkim odkryciem.

Praca ze sobą, z umysłem i każdą kończyną, obserwowanie ciała, tego, jak się zmienia, jak wiele potrafi, ile dobra mi daje, okazało się być oszałamiającym doświadczeniem. Fotografowanie siebie stało się sposobem uwieczniania chwil i przełomów, zapisywaniem emocji, zdarzeń, myśli, uczuć. Stało się swoistym dziennikiem doświadczeń, w którym żywo widać każdy ból i radość, upadek i powstanie. Nie mam żadnych albumów z okresu nastoleństwa, ale z ostatnich dwóch lat – mam setki swoich zdjęć. I na wszystkich z nich moje oczy są inne.

Zdjęcia stały się sposobem na łapanie oddechu i znajdowanie odpowiedzi na pytania, których nawet sobie nie uświadamiam.

Dziś są dla mnie jeszcze jednym. Stojąc przed obiektywem, swoim przede wszystkim, czuję się niezwykle kobieca, sensualna, połączona ze sobą i naturą – czy to poprzez bliskość z przyrodą, czy to dzięki osadzeniu w sobie, nie wiem. Wiem jednak, że niektóre kobiety, akceptując siebie bez makijażu, malują się czasami dla zabawy. A ja, zamiast sięgać po tusz do rzęs i podkład, biorę do ręki aparat i idę do lasu.

Oddać cześć ciału i sobie.

2 Comments

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s