Trochę się bałam, gdy zjeżdżałam z głównej drogi na miejsce naszego spotkania. Bo jak to tak, tak blisko szumu aut… Okazało się, że mój niepokój był zupełnie bezzasadny. Tuż za rogiem rozpościerał się las, łąki i rzeka. I człowiek, który na mnie czekał, był magiczny. Istota na wskroś wrażliwa, spokojna, wyrażająca siebie poprzez muzykę i artystyczne działania. Słuchałam jej zauroczona, gdy opowiadała o swoim zespole, o śpiewie, chodzeniu boso po trawie. Myślę, że dla takich momentów – i ludzi – warto żyć.














