Odpuszczam siebie. Odpuszczam każdą powinność. Ekscytację. Żal.
Odpuszczam to, kim byłam, to, kim chciałam się stać. To, jaka wyobrażałam sobie, że będę. Nie jestem.
Nie jestem ani szalona, ani dzika. Nie jestem ani duszą towarzystwa, ani bezimiennym włóczęgą. Nie jestem uwodzicielką, zadziornością, sprytem.
Odpuszczam ich. Odpuszczam oczekiwania. Wymagania. Prośby. Pretensje.
Odpuszczam moje o nich wyobrażenia. Pozwalam im być takimi, jakimi są. A nie takimi, jakimi chciałabym, by byli. Uczę się, że mogą myśleć inaczej, inaczej czuć, rozumieć, działać. Nie wkładam im w usta moich słów, proszę o ich własne.
Odpuszczam przekonania o życiu. Za każdym bowiem razem, gdy myślałam, że coś wiem, okazywało się, że to jednak nic.
Myśli o przyszłości, wyobrażenia, plany.
Mam zarys, wizję. Tak samo jak mam wizję siebie, obraz ich. Z jedną tylko zmianą – już się do nich nie przywiązuję, nie zakładam. Skoro potrafiłam samą siebie zaskoczyć zmianą, jak mogę oczekiwać trwałości wokoło?























