To było drugie spontaniczne działanie. Nie znałam ich wcześniej, mijaliśmy się na festiwalu, w miejscu pełnym wzajemnego szacunku, szczęśliwości, uśmiechu i dobra. To tam spotkały mnie wielkie cuda ubiegłego roku. Pomyślałam sobie „a gdyby tak spotkać się nad ranem, rozpalić ognisko, wykąpać się w jeziorze nieopodal, a później to sfotografować?”. Jak pomyślałam, tak zrobiłam, rozsiewając cały dzień wici wśród poznanych na Kocham Cię ludzi. Pojawiła się niecała dziesiątka, w miarę, jak fotografowałam, osób przybywało. Cudownie obserwowało się całkowitą swobodę, z jaką podchodzili do swojej nagości, oswojenie z nią, spokój i miłość. Pięknie było działać tak, jakby nic nadzwyczajnego się nie działo – bo w istocie, tak było. Ciało to przecież tyle (i aż) ciało.
























