Jestem ostatnio chodzącym wulkanem. Nigdy nie miałam w sobie tyle kipiących emocji. Jest złość, wkurw, irytacja, frustracja, bezsilność. Zastanawiam się, skąd się biorą i starając się nikogo nie ranić, wyrażam je śmiało i głośno. Stawam granice, mówię, co nie gra i co mi się nie podoba.
To ciekawe, bo wiem, że większość – ale nie wszyscy, i tu nie miewam litości i lubuję się w krótkich ostrych cięciach – osób, z którym się ścieram, ma dobre intencje i biorę to pod uwagę. Tłumaczę więc na spokojnie, starając się zrozumieć drugą stronę. W żaden sposób jednak tego nie tłumię. Podkreślam, że wiem, że wszystko bierze się z dobrych pobudek, jednak mówię „hola, to mi nie gra”. I rozmawiam. Rozmawiam. Rozmawiam.
Wypuszczam z siebie wszystko. Wszystko, co kiedyś zdusiłabym w zarodku, mówiąc sobie, że nie chcę, by ktoś się czuł urażony, tym samym urażając samą siebie, zamykając się w klatce milczenia dla dobra innych. I to by się kumulowało, rosło, puchło, aż wybuchło – w najmniej oczekiwanym momencie. Albo, nawet częściej, zabijało od środka i wysysało całą energię z relacji, powodując jej powolne, zamaskowane cichym „tak, jest ok” obumieranie.
Ale ja nie chcę, by mi coś obumierało. By mi relacje, które są ważne, gasły. Wierzę, że energię złości mogą przekłuć w coś dobrego, budującego. Gdy coś mnie uwiera, to znaczy, że jakieś części mnie – albo coś w naszej dwójce – potrzebują tego, bym się im przyjrzała. I albo przytuliła albo zniknęła. Albo jedno i drugie, w tej właśnie kolejności. Gdy mówię, co mi nie gra i stawiam granice – i vice versa – ktoś może je zauważyć, możemy wspólnie do czegoś dojść, lepiej zrozumieć, mocniej poczuć. I pożegnać się na dobranoc z uśmiechem na ustach, a nie złością w duszy.
Ostatnie lata podpowiedziały mi szaloną rzecz o kryzysach. Że to najlepszy wzmacniacz. Że to najtrwalszy budulec. I największy nauczyciel. Więc gdy moja złość wywołuje kryzys, biorę go mądrze za rogi i patrzę, dokąd prowadzi. Wierzę, że zawsze w dobrą stronę. Tak jak złość, uczę się jej, i zaczynam wyrażać gdzieś z dna, z głębi trzewi. Nie żałuję.
Co z serca, to z głowy. Czy jakoś tak.














